Zazwyczaj nie lubię rowerowych gadżetów. Wszelkich mocowań, lusterek, małych sakiewek i doczepianych przy bidonie pompek. Nie kryje się za tym żadna ideologia, a jedynie moje osobiste poczucie estetyki. To jak ze stroikiem zamontowanym na główce gitary – wiem, że ma to mnóstwo sensu i jest wygodne, ale zwyczajnie nie mogę na to patrzeć. W przypadku roweru przekładało się to na pewien problem. Otóż moja orientacja w przestrzeni jest absolutnie żadna – ciągle się gubię. W efekcie przy jeździe na rowerze wygląda to tak, że włączam nawigację i staram się słuchać, co mówi pan z telefonu w mojej kieszeni. To oczywiście nigdy nie wychodzi, skręcam nie tam, gdzie trzeba, zatrzymuję się, studiuję trasę i docieram na miejsce spóźniony. A właściwie tak się działo, gdyż (fanfary) znalazłem rozwiązanie, które nie godzi w mój zmysł estetyczny. Ale rzecz zaczęła się od bidonu marki Fidlock.
Bidony Fidlock działają
Nie chciałem w to uwierzyć i przyznam szczerze, że byłem uprzedzony. Chłopaki ze sklepu pokazywali mi je wcześniej kilkukrotnie, ale traktowałem je raczej jako ciekawostkę. Ale całkiem niedawno Rafał zwyczajnie dał mi jeden z nich do testów, abym napisał recenzję. Wybór padł na ostre, w którym nie mam mocowań na koszyk bidonu, siłą rzeczy zostałem więc skazany na model mocowany gumowymi paskami. Minus 10 punktów za styl na początek, no ale dobra, może wreszcie nie będę sięgać do plecaka po wodę. Paski trzymają mocno, aczkolwiek trzeba nieco pokombinować, żeby ładnie się ułożyły. Są też bardzo długie, więc aby się nie majtały, konieczne będzie przycięcie lub podpięcie ich małymi trytytkami. Oczywiście przy modelu mocowanym na śruby ten problem nie występuje, więc jeśli tylko Wasza rama na to pozwala, to będzie to lepszy wybór. Sam bidon wykonano z dobrej jakości plastiku. W dodatku jest w pełni rozbieralny (łącznie z dziubkiem), można go więc dokładnie myć, a osłonę kurzową wedle woli zdemontować. Da się też dokupić ją w innych kolorach, jeśli ktoś ma taką potrzebę.
Wrażenia z użytkowania bidonu Fidlock
System jest prosty w działaniu i stosunkowo skomplikowany w budowie. Dla ścisłości – magnes odpowiada tylko za nakierowanie i dociągnięcie bidonu do pozycji spoczynkowej. Na miejscu trzymają go sprężynowe zapadki. Dzięki temu nie ma obawy, że wibracje lub uderzenia go wytrzęsą. Próbowałem to zrobić na kocich łbach i najgorszych ulicach w Warszawie – nie udało mi się. Moi gravelowi agenci donoszą, że to niemożliwe, nie sądzę też, aby groziło to w MTB. Śmiem wręcz twierdzić, że jest to pewniejsze rozwiązanie od tradycyjnych koszyków.
Aby odczepić bidon Fidlock, wystarczy go przekręcić o kilkadziesiąt stopni zgodnie z ruchem wskazówek zegara. To proste i intuicyjne, jednocześnie nie da się tego zrobić, przypadkowo trącając go kolanem. Dodatkowym plusem jest to, że można umieścić bidon stosunkowo wysoko, nawet w małej ramie – nie trzeba zachowywać miejsca na wyciąganie. Wkładanie jest jeszcze prostsze – wystarczy zbliżyć bidon do mocowania, a magnes go dociągnie – całość wskakuje od razu na swoje miejsce, bez obracania i kombinowania. Proces wpinania i wypinania kojarzy mi się z pedałami SPD – wyjęcie bidonu wymaga charakterystycznego, ale prostego ruchu, a wpięcie robi się „na chama”. Idealnie. Bardzo chciałem znaleźć dziurę w tym mechanizmie. Testowałem go na zjazdach i podjazdach, lewą i prawą ręką, na asfalcie i na wspomnianych kocich łbach. Działa zawsze i niezawodnie, wymaga minimalnego przyzwyczajenia. Zajebista rzecz. Polecam. Finalnie nie zniosłem widoku pasków na mojej pięknej ramie, ale bidon od razu przejęła moja narzeczona, która nie ma takich dylematów. Ja tymczasem zainstalowałem na stałe inny gadżet marki Fidlock i tego już się nie pozbędę.
Przyczep telefon
Jakiś czas po testach bidonu i przejęciu go przez Kamilę, Rafał wcisnął mi tonę mocowań do telefonu, abym pomacał, sprawdził i wypowiedział się. OK. System przypięcia telefonu Fidlock działa nieco inaczej niż w przypadku bidonów, ale również jest hybrydowy. Opiera się jednak o potężny magnes i… przyssawkę. Dzięki temu telefon siedzi bardzo mocno, do tego można go obracać. Aby nie działo się to samoistnie, po obwodzie umieszczono delikatne wypustki, pozwalające precyzyjnie dobrać pożądaną pozycję. Genialne jest to, że magnes dociąga przyssawkę, odłożenie telefonu jest więc bajecznie proste nawet bez patrzenia. Zwolnienie odbywa się natomiast przez lekkie odepchnięcie w dowolnym miejscu pierścienia pod przyssawką, które powoduje pozbycie się podciśnienia. Działa to tak lekko i prosto, że początkowo miałem obawy co do siły i niezawodności. Zupełnie niesłusznie – Fidlock trzyma jak skała, kiedy trzeba, ale nie musisz się z nim siłować. Magia. Aby przystosować telefon, musimy na niego bądź telefonowego kondoma przykleić specjalną plastikową naklejkę z magnesem. Zapewniam, że przylepiec jest najpotężniejszy na świecie. Do popularnych modeli, szczególnie tych z jabłkiem, znajdziecie też dedykowane etui. Są dość sztywne i masywne, co w zależności od preferencji jest wadą lub zaletą.
Mocowanie magnetyczne telefonu na rower
Podstawowe mocowanie do kierownicy nie wygląda źle, do tego można je w miarę szybko ściągnąć, odkręcając jedną śrubę. Zresztą przychodzi w komplecie z kilkoma różnymi obejmami, można je więc bez problemu zamocować do każdej kierownicy lub mostka. To jednak dalej nie było to. Na szczęście przy przeglądaniu strony producenta znalazłem bazę montowaną na kapslu sterów A-Head. I to mnie kupiło. Widać, że ktoś myślał o takich problematycznych świrach jak ja. Podstawą jest specjalny, nieco wyższy od standardowego kapsel. Prawie niewidoczny, zwraca uwagę dopiero przy bliższym kontakcie. Do niego mocuje się samą bazę za pomocą jednej śruby. Na szczęście można ją wymienić na znajdujące się w komplecie pokrętło, które pozwala na błyskawiczny demontaż palcami. Kocham to! Przecież to powinno być oczywiste! Dzięki temu nie muszę szpecić roweru, gdy nie używam nawigacji.
Trochę bałem się, czy na krótkiej ramie telefon w tym miejscu nie będzie za blisko użytkownika (czyli mnie), ale obawy okazały się bezzasadne. Wszystko widać bardzo dobrze. Jedyny problem, na jaki trafiłem, to lekkie zahaczenie kolanami przy bardziej wychylonej do przodu jeździe na stojąco z machaniem rowerem w prawo i lewo, na przykład na podjeździe. Bardzo szybko jednak przyzwyczaiłem się do tego i zjawisko znikło. Czasem przy bardziej agresywnym zeskoczeniu z krawężnika telefon przekręci się też o jeden stopień, ale poprawienie go jest właściwie odruchem. Jestem więcej niż zadowolony.
Albo do samochodu
Skoro można na rowerze, to można i w samochodzie. Fidlock wie o tym doskonale – testowałem dwa mocowania do auta. Działanie dokładnie takie samo, jak przy rowerowych. Mnie do gustu przypadł prosty uchwyt mocowany na kratce nawiewu. Istnieją jednak zażarci przeciwnicy takiego rozwiązania – dla nich przygotowano model przysysany do szyby. Tylko dlaczego jest taki brzydki?
Oba mają precyzyjne przeguby kulowe, więc telefon można ustawić dokładnie tak, jak się chce. Jeden system do auta i roweru jest kolejną rzeczą, którą bardzo cenię (jadąc autem, gubię się tak samo, jak w każdym innym przypadku).
Statyw Fidlock jest słodki
Dostałem jeszcze jedną zabawkę, z którą niezbyt wiedziałem, co zrobić. To statyw i selfie stick w jednym. Nie robię sobie samojebek, wydaje mi się to dziwnym pomysłem. Wysięgnik jest króciutki, ale zakładam, że można sobie nim strzelić ładną fotę na Insta. Natomiast opcja statywu mnie zachwyciła. Nie umiem robić dobrych zdjęć, ale choćby do zabawy w stop motion albo nawet sesji produktów na OLXa, ta rzecz jest idealna. To gadżet w czystej postaci, ale świetnie wykonany i kompaktowy. Fajne.
Gadżeciarzem raczej nie zostanę, ale przylepiec na moim telefonie jednak o czymś świadczy. A bidony reklamuję wszystkim rowerowym znajomym i powoli zaczynają się rozprzestrzeniać. Fidlock swoje liczy – może się wydawać, że 59 zł za element do telefonu i 119 za bazę na rower to sporo (i tak, sprzedawane są osobno). Ale kurde, to zwyczajnie działa. I to nieporównywalnie lepiej niż jakiekolwiek inne rozwiązanie, jakie spotkałem. Takie bajery to ja mogę.