Założona w 1989 roku amerykańska firma w ciągu przeszło trzydziestu lat działalności przebojem zawojowała rynek. Stopniowo doskonaląc urządzenia i korzystając z miniaturyzacji elektroniki, rozszerzyła swoją ofertę z produktów militarnych (pierwszym klientem było US Army) do lotnictwa cywilnego, sportu, motoryzacji i turystyki czy nawet akcesoriów zoologicznych. To zasługa innowacyjnego podejścia do technologii GPS, w której Garmin się specjalizuje, wdrażanego do nowych zastosowań, ciągłego doskonalenia jakości i budowania bazy produktów akcesoryjnych. W ten sposób udawało się uprzedzać konkurencję i zdobywać zaufanie klientów. Dziś dla wielu osób słowo Garmin jest niemal synonimem rowerowego komputera i gwarancją jakości. W tym wpisie przybliżymy trzy linie rowerowych produktów oferowanych aktualnie przez tytułowego bohatera i wytłumaczymy, co można dzięki nim zyskać.
Flagowe liczniki Garmina to raczej komputery pokładowe
Garmin nie celuje w niższe segmenty rynku liczników. Obecnie najtańszy model w gamie to Edge 130 Plus, który można dostać za około 1000 zł. W tej cenie otrzymamy czarno-biały wyświetlacz, podstawową nawigację i baterię, która wytrzyma 12 godzin. Choć spełnia wszystkie podstawowe funkcje, polecamy dołożyć nieco do modelu wyżej (530), który oferuje kolorowy wyświetlacz, ale przede wszystkim w pełni funkcjonalną nawigację w każdym terenie ze wskazówkami i kompatybilność z pomiarem mocy i systemami elektronicznej zmiany biegów. W kolejnych wersjach otrzymujemy dotykowe i większe wyświetlacze, lepsze procesory, ostrzeganie przed ostrymi zakrętami, dłuższy czas pracy i coraz bardziej wymyślne dane dotyczące jazdy. Nieco osobno jest model Edge Explore, w którym skupiono się na jak najlepszej nawigacji, a funkcje treningowe zeszły na drugi plan (choć i tak przebija pod tym względem większość typowych liczników). To dobry wybór na przykład do gravela lub trekkinga.
Czym różni się Garmin od tradycyjnych urządzeń?
Przede wszystkim oparciem się na technologii GPS. Garmin nie potrzebuje czujnika prędkości z magnesem – dane o ruchu użytkownika czerpie z satelity. Zewnętrzny sensor zalecany jest w wypadku jazdy w miejscu ze słabym zasięgiem lub na trenażerze i jest zakładany tylko na piastę. W praktyce mało kto go używa, podobnie jak analogicznego czujnika kadencji. Przy tym budżecie wielu użytkowników decyduje się już na pomiar mocy, który zapewnia także informacje o ilości obrotów korbą. I tu dochodzimy do rzeczy wspaniałej – integracji. Garmin pozwala połączyć mnóstwo urządzeń z jedną centralą jednostką dzięki technologiom Bluetooth, WiFi i ANT+.
Na jednym wyświetlaczu możesz zbierać informacje o nachyleniu podjazdu, swoim tętnie, aktualnym biegu, generowanej mocy i milionie innych spraw wedle uznania lub potrzeb. W dodatku, gdy dostaniesz SMS-a, system Cię wyświetli odpowiednie powiadomienie. Działa to też w drugą stronę – możesz choćby sterować oświetleniem lub wrzucić dane o swoim przejeździe na Stravę. Warto nadmienić, że również Garminem można sterować zewnętrznie – w specjalne przyciski są wyposażone choćby niektóre klamkomanetki. Przypomni Ci o nawodnieniu się (zdjęcie główne tego artykułu), a jeśli wjedziesz w drzewo, Twoi znajomi zostaną zawiadomieni o sytuacji awaryjnej. W terenie nawigacja może prowadzić Cię ścieżkami najczęściej wybieranymi przez lokalsów – rzecz bardzo przydatna w nowym miejscu. Takie bajery, jak ilość skoków i czas spędzony w powietrzu można by wymieniać jeszcze długo.
W praktyce oznacza to kompleksowe centrum sterowania treningiem i nowoczesnym rowerem, które na pewnym poziomie jest już zwyczajnie konieczne, a dla wielu będzie sporym ułatwieniem lub zwyczajnie… świetnym gadżetem.
Pomiar mocy Garmin
Na rynku nie brakuje rozwiązań do pomiaru mocy generowanej przez kolarza, często znacznie różniących się zastosowaną technologią. Garmin postawił na pedały i twierdzi, że ich dokładność mieści się w granicach procenta. To bardzo dobry wynik. Pedały z pomiarem mocy dodają więcej masy od popularnych korb Stages, mają jednak dwie spore zalety. Po pierwsze łatwo je przełożyć z jednego roweru do drugiego. Można też dość prosto wymienić korpusy na inny standard bloków (seryjnie SPD-SL, można dokupić SPD i Look Keo), choć to raczej za dużo zabawy, żeby robić to regularnie. Po drugie pedały zapewniają pomiar z obu nóg, co z pewnością doceni niejeden trener. Czujniki pomogą także optymalnie ustawić kąt bloków, otrzymamy także dane o tym, ile jeździmy na stojąco, a ile na siedząco. Oczywiście jest także kadencja.
Wady? Cena. W zależności od wersji i dystrybutora za zestaw Garmin Rally zapłacimy od 3000 do 5000 zł. Same akcesoryjne korpusy kosztują koło tysiaka.
Lampki i… radary
Czy można dodać coś nowego w temacie oświetlenia rowerowego poza dłuższym czasem działania i mocniejszym światłem? Ano można i Garmin postanowił zabrać się za sprawę od nieco innej strony niż większość firm, tworząc serię Varia. Mogą one działać samodzielnie, ale pełnię ich możliwości można wykorzystać tylko z licznikami Garmina (co nie zaskakuje). Siła światła jest dostosowywana w czasie rzeczywistym do jasności otoczenia i prędkości rowerzysty, sterowanie może oczywiście odbywać się z centralki. Mało? No to przejdźmy do tylnej lampki, w której zamontowano… radar. Wykrywa on zbliżające się samochody już z odległości 140 metrów i wysyła ostrzeżenia dźwiękowe i świetlne (wedle preferencji) na licznik, smartfona, lub jedno i drugie. XXI wiek proszę państwa.
Czy Garmin jest najlepszy?
Pod kątem dostępności akcesoriów i ilości kompatybilnych urządzeń – bez wątpienia. Dotyczy to przede wszystkim liczników/komputerów. Są oczywiście sensowne alternatywy, do tego często w atrakcyjnych cenach. Wymagają jednak większej wiedzy i zaangażowania, jeśli chcemy łączyć je z innymi urządzeniami. Garmin wygrywa w kategorii „płacę więcej, ale wszystko działa ze wszystkim”. Jeśli macie jednak trochę czasu, warto przed zakupem sprawdzić choćby urządzenia marek Lezayne albo Wahoo. Może akurat do Waszych potrzeb nadadzą się lepiej?
W kontekście urządzeń do pomiaru mocy jest w czym wybierać, a amerykańska marka zdecydowanie nie jest liderem w kontekście stosunku ceny do jakości. Większości osób wystarczy sprawdzony Stages w dużo niższej cenie. Lampki traktuję na razie jako fajną ciekawostkę, która jednak z pewnością przekona sporo odbiorców. Jedno jest pewne – to nie ostatnie słowo Garmina.
Wszystkie zdjęcia użyte w artykule są autorstwa Glory Cycles