Dużo tu ostatnio historii. Pisałem już o pierwszych elektrycznych przerzutkach Mavica, było też o pneumatycznie sterowanej grupie Shimano Airlines. Stalowe linki są tak oczywistym rozwiązaniem do zmiany biegów w rowerze, że każdy inny pomysł wydaje się co najmniej dziwny. Jak na razie jedyny godny odnotowania wyjątek to elektryczne sterowanie, które po porażce Mavica zaliczyło wielki powrót. Ale mniej więcej w tym samym czasie, gdy japońskie Di2 zaczęło rynkową ofensywę, pojawił się zupełnie alternatywny pomysł pochodzący od niewielkiej firmy. W tym czasie hydrauliczne hamulce rowerowe były już rzeczą nad wyraz powszechną (w MTB) i dopracowaną. Wbrew obawom z przełomu wieków działały niezawodnie i były odporne na upadki. Pomysł więc nasuwał się sam. Dziś historia najnowsza, czyli hydrauliczna grupa Acros A-GE.
Jak do tego doszło?
Acros A-GE nie był pierwszy. Pojedyncze próby hydraulicznego sterowania biegami zdarzały się już w latach dziewięćdziesiątych, w epoce szalonego CNC i odważnych kolorów. Nikt jednak nie stworzył kompletnej grupy. Aż tu nagle w 2005 roku niejaki pan Christoph Muthers pokazał kompletny, działający zestaw pod nazwą 5ROT. Lekki, świetnie wykonany, efektowny. Przez kolejnych kilka lat próbował uruchomić własną markę i produkcję, aby w końcu się poddać i skorzystać z pomocy większego gracza. Nie, żeby bardzo dużego. Niemiecki Acros to raczej niszowa marka produkująca głównie stery, suporty i piasty wysokiej jakości. Skąd więc pomysł produkowania napędu? O tym w następnym akapicie. W każdym razie współpraca była owocna i w 2011 roku Acros A-GE ukazał się w niemal takim samym kształcie jak prototyp. Produkcja była ściśle limitowana, a i cena zwalała z nóg (w zależności od źródła 2000 lub 2306 dolarów). Zdecydowanie nie był to więc produkt dla każdego.
Acros A-GE od strony technicznej
Cała grupa wygląda świetnie. Nie jestem fanem najczęściej spotykanego (przynajmniej w sieci) czarno-czerwonego wykończenia, niemniej trzeba przyznać, że to dobry, klasyczny design. Na pierwszy rzut oka nie ma wątpliwości, że mamy do czynienia z produktem małoseryjnym z najwyższej półki. Punktem programu jest tu oczywiście hydraulika. System oparty jest na oleju mineralnym w przewodach nieco cieńszych od tych używanych w hamulcach. Zasada działania jest ta sama – tłoczki przesuwają płyn. Nie ma tu sprężyn (poza utrzymującą napięcie łańcucha), bo każda przerzutka ma dwa przewody, poruszające je w obie strony. To mocno zbiło wagę, a przy okazji umożliwia sprytny manewr – wystarczy zamienić przewody miejscami, aby odwrócić sposób działania manetek. Genialne w swojej prostocie! Każdy, ale to każdy element zestawu jest w stu procentach rozbieralny i serwisowalny (przynajmniej w teorii – do naprawy przydałyby się jeszcze części zamienne). To nie koniec. Wszystkie elementy ruchome są łożyskowane – w sumie zestaw zawiera 29 łożysk. Rozumiecie już, dlaczego Acros A-GE to grupa produkowana przez specjalistów od sterów i suportów?
Co to dało?
Po pierwsze brak sprężyn i linek w połączeniu z lekkimi materiałami ostro zbił masę. Pełen set (z przewodami) waży około 430 gram. To o 1/3 mniej niż ówczesny XTR. Po drugie układ jest zamknięty i odporny na temperaturę – działa tak samo niezależnie od warunków i syfu. Można zmieniać biegi do 3 przełożeń w górę i w dół, a ruch manetki jest płynny i wymaga takiej samej siły na całej długości. A do tego zestaw obsługuje kasety 8, 9 i 10-rzędowe w zależności od ustawienia elementu indeksującego umieszczonego w przerzutce.
Jak to działa?
Większość recenzentów zgadza się, że znakomicie. Hydraulika i łożyska na każdym kroku zapewniają bardzo gładką i płynną pracę. Ciekawy jest sam sposób działania manetek. Pchnięcie do przodu to zmiana w jedną stronę, natomiast aby zmienić bieg w drugą (przypominam, że można zmienić przewody, aby odwrócić działanie), wymaga… pchnięcia do przodu, ale na dole łopatkowatej dźwigni, co nieco ją obraca i otwiera drugi zawór. Fakt, że ten mechanizm pracuje, jak trzeba, robi na mnie spore wrażenie.
Acros A-GE 1×11
W 2015 roku zaprezentowano odświeżoną wersję w konfiguracji 1×11 (w międzyczasie była również 2×10). Zestaw ważył zaledwie 288 gramów. Dodam, że sama przerzutka XTR obecnej generacji waży 252. W tym wypadku jednak było widać poważną wadę – największa koronka 42t to jednak za mało do takiego napędu. Set kosztował 849 euro – sądzę, że to całkiem nieźle, a na pewno dużo lepiej niż pierwsze wcielenie. Mimo wszystko na tym etapie ktoś musiał się zorientować, że rzecz w porównaniu z elektrycznymi rywalami jest… zwyczajnie gorsza i bardziej kłopotliwa w serwisie. I zapewne dlatego produkcję szybko zarzucono – znalezienie zdjęć roweru z zamontowanym zestawem Acros A-GE 1×11 nie jest łatwe. Również jej poprzednicy są ekstremalnie rzadcy. Aktualnie wisi jedynie zestaw przednia przerzutka-przewód-manetka za bagatela 1500 zł na Amazonie.
Czy Acros A-GE ma godnych następców?
Idea hydraulicznych przerzutek nie umarła. W 2016 znany i lubiany Rotor postanowił wypuścić swoją wariację na ten temat. Szosowa grupa UNO wyglądała oryginalnie, kosztowała dużo i działała całkiem ładnie, można więc powiedzieć, że kontynuowała tradycje poprzednika. Opinie były jednak mieszane. Chwalono przede wszystkim bezobsługowość i odporność na warunki. To zasługa tego, że podobnie jak Acros A-GE, hydrauliczne grupy Rotora korzystają z systemu indeksowania umieszczonego w przerzutkach, no i oczywiście samej hydrauliki. Generuje to jednak pewien problem. O ile z technicznego punktu widzenia jest prostsze i mniej zawodne niż indeksowane manetki, to sprawia (szczególnie w połączeniu z płynnym działaniem hydrauliki), że dość trudno wyczuć, ile biegów zmieniliśmy i gdzie jest punkt zmiany. Zgłaszano też niezbyt dobrą kulturę pracy przedniej przerzutki. Warto zaznaczyć, że dostępna była także wersja z hydraulicznymi hamulcami szczękowymi. Wybór dla nadhipsterów. Zarówno one, jak i wersja tarczowa to efekt współpracy z Magurą.
Rotor 1×13
Rotor nie był głuchy na zgłoszenia i… pozbył się przedniej przerzutki. W 2019 zaprezentowano grupę o prostej nazwie Rotor 1×13. Dostępna w kilku wersjach, zarówno szosowych, jak i MTB, może zawierać od razu koła (z dedykowanym bębenkiem), kasetę, korbę (także z pomiarem mocy) i łańcuch. Działa także z kasetami 12-rzędowymi. Całość jest bardzo lekka (choć nie najlżejsza na rynku). Recenzje zgodnie stwierdzają, że problem z miernym czuciem pozostał, punktują jednak jakość wykonania no i rozpiętość. Cena? 1750 do 4490 euro, przy czym ta ostatnia cena to topowa wersja z pomiarem mocy i karbonowymi kołami.
Nie sądzę, aby hydrauliczne przerzutki kiedykolwiek przebiły się do szerszej grupy odbiorców w przeciwieństwie do elektryki, która ma na to szanse. Zawsze jednak cieszy, gdy ktoś zrobi działające rozwiązanie odmienne od największych graczy na rynku. A z pewnością zamożnych świrów ceniących przede wszystkim oryginalność nie brakuje. I dobrze! Może ktoś zdecyduje się na montaż w naszym gravelu?
Zdjęcia pochodzą z instrukcji do grupy Acros A-GE, chyba że zaznaczono inaczej.