Nasze punkty:   Warszawa Zdziechowskiego   Warszawa Skolimowska   Wrocław Polaka

Wyniki wyszukiwania

Wiele osób nie wyobraża sobie przejażdżki na rowerze bez ukochanej muzyki. Pomaga wpaść w rytm, odciąć się od świata i cieszyć jazdą. Te zalety mogą jednak zmienić się w wady. Odcinając się od otoczenia, możemy nie zauważyć sygnałów ostrzegawczych – czy będzie to karetka w mieście, czy dzik w lesie. To artykuł pisany z perspektywy osoby, która kocha muzykę, a jednocześnie nigdy nie jeździ w słuchawkach. Stwierdziłem, że to wspaniała okazja, aby przemyśleć swoje stanowisko i przedstawić sensownie argumenty za i przeciw. A kto wie, może też znów samemu zabrać słuchawki na rower?

Argumenty przeciw

Właściwie jeden duży – nie słyszysz, co dzieje się wokół Ciebie. Przykład z dzikiem to raczej skrajny przypadek, w lesie czy na mało uczęszczanej drodze słuchawki na rowerze zupełnie mnie nie dziwią. Trudno mi jednak zrozumieć, jak można pozbawiać się słuchu w mieście. Nie chodzi tylko o skrajne przypadki, wszak żeby nie usłyszeć karetki obok lub dzwonka tramwaju, trzeba mieć na sobie wyjątkowo tłumiący zestaw. Chodzi mi bardziej o to, co dzieje się w bezpośrednim otoczeniu, a przede wszystkim o samochody. Nie chodzi o to, aby wykonywać manewry tylko na podstawie słuchu (to głupota), ale warkot nadjeżdżającego auta to niezawodny sygnał, że lepiej zwolnić, niż omijać szerokim łukiem studzienkę kanalizacyjną. Gwarantuję również, że przez słuchawki nie przebije się większość dzwonków rowerowych. Dlatego słuchanie muzyki na rowerze w mieście dla mnie odpada – zwyczajnie nie czuję się bezpiecznie. Ale może przesadzam?

A może słuchawki na rowerze nie są takie straszne?

Po pierwsze, pokusa jest naprawdę, kurde duża. Kiedy jadę sam samochodem, to zazwyczaj głośniki muszą się trochę napracować. Tak więc nie dziwię się, że część „słuchających” ma pełną świadomość tego, co napisałem w poprzednim akapicie i zwyczajnie to olewa. To ich sprawa – bo krzywdy raczej nikomu poza sobą nie zrobią, więc nie uważam, żebym miał prawo narzucać im swoje zdanie. Zwróciło to jednak moją uwagę na fakt, jak ciche są samochody elektryczne – kilka razy zauważyłem, że auto mija mnie dopiero w momencie, gdy się ze mną zrównało. W słuchawkach nie byłoby żadnej różnicy. Czy to sprawi, że zmienię zdanie? Raczej nie, nadal cenię możliwość użycia wszystkich zmysłów, uświadomiło mi to jednak, że nie każdy odbiera świat w ten sposób. Przestałem nawet rzucać pełne dezaprobaty spojrzenia na umuzycznionych cyklistów.

Swoją drogą bardzo sensownym kompromisem wydaje mi się użycie tylko jednej słuchawki w prawym uchu. Tracimy stereo, ale mamy odpowiedni nasłuch na „życie ulicy”. Ma to chyba sens. Myślę też, że w przypadku treningu na szosie poza miastem zagrożenie słuchawkowe jest nieduże – tam rzadko dzieje się coś niespodziewanego. Mijanie na milimetry przez rozpędzone samochody zalicza się niestety do kategorii spodziewanych. A kilka godzin w siodle może znudzić, więc dobry koncept album albo podcast jest wręcz wskazany. Na MTB w praktyce jedyne, co Cię może zaskoczyć to inni rowerzyści, ewentualnie pies.

Wybierz mądrze – jakie słuchawki do jazdy na rowerze będą najlepsze?

W pierwszej kolejności takie, których nie zgubisz na wybojach. Kuszącą opcją są słuchawki bluetooth na rower – nie trzeba chrzanić się z kablami, ale wizja szukania małego Airpoda w leśnej ściółce albo na jezdni jest średnio zachęcająca. Dlatego przy mniejszych modelach bez kabla warto zainwestować (często zresztą jest w zestawie) w łącznik, który w razie czego przytrzyma je na szyi. Przy jeździe w terenie najlepiej sprawdzą się nieco większe modele z zausznikiem. Siedzą pewnie, a jednocześnie nie zasłaniają całej małżowiny. Słabym pomysłem będą wszelkie większe modele z pałąkiem i dużymi gąbkami wygłuszającymi. Łatwo spadają, a ich nieustanne poprawianie będzie tylko irytować.

Słuchawki rowerowe Aftershokz

Słuchawki AfterShokz nie zatykają kanału słuchowego. Interesująca opcja. Zdjęcie ze strony producenta.

Swoją drogą, to zadziwiające jest to, że na rynku nie ma takiego produktu jak dedykowane słuchawki rowerowe. Czyżby obawa producentów przed ewentualnymi konsekwencjami prawnymi wypadków? Nie brakuje jednak sportowych modeli dla biegaczy i to właśnie wśród nich polecam wybierać. Szczególnie ciekawie prezentują się nowe modele wykorzystujące przekazywanie dźwięku przez kość. Pozostawiają otwarte kanały słuchowe, nie wpływają więc na odbiór dźwięku z otoczenia. Czyżby to było rozwiązanie wszelkich problemów z muzyką na rowerze? Jeśli ktoś z was miał okazję korzystać z takiego rozwiązania, niech koniecznie da znać!

Alternatywy

Ostatnio pojawiło się kilka kasków z wbudowanymi słuchawkami/głośnikami. Wybór jest jednak ograniczony, poza tym wydaje mi się, że lepiej jest jednak pozostawić kaskowi jedno zadanie. Założenie słuchawek nie jest w końcu aż tak dużym problemem. Raz na jakiś czas spotykam też kolarzy montujących turystyczne głośniki w koszyku na bidon. Błagam, nie róbcie tego. Nie ma nic gorszego niż pojechać na trening do lasu i zastać tam techno. Cieszmy się muzyką, ale nie zmuszajmy do tego innych.

Głośniki rowerowe

Nie bądź jak ten pan. Autor zdjęcia: shankar s.

Autor głównego zdjęcia: Jonathan Grado

Kliknij aby ocenić ten wpis
[Suma: 0 Średnia: 0]

Jedna odpowiedź do “Czy słuchawki na rowerze to dobry pomysł?”

  1. Seaman pisze:

    Ja tam na rowerze się nie nudzę. Nie jestem jakimś dzieckiem z ADHD, potrzebującym ciągle bodźców. Hałas mnie męczy. Muzykę gdy coś robię zaliczam do hałasu- przeszkadza mi i irytuje. Może jestem dziadersem, ale lubię robić jedną rzecz na raz. Nawet jako nastolatek (były już walkmany) nie lubiłem tych słuchawek nosić, chociaż próbowałem, bo koledzy nosili.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *